Recenzja książki:
Piotr Lewandowski,
Zabić Króla! Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III Wazę
Warszawa 2012

Książka Piotra Lewandowskiego opowiada o dramatycznym epizodzie nowożytnej historii Polski - zamachu Michała Piekarskiego na króla Zygmunta III Wazę w dniu 15 listopada 1620 r. w Warszawie. Do kultury i języka polskiego postać Michała Piekarskiego i całe zdarzenie weszły głównie za sprawą powiedzenia plecie jak Piekarski na mękach, które powstało na kanwie historii przesłuchania niedoszłego królobójcy, w którym posłużono się torturami. Pomimo spektakularności dramatycznego wydarzenia, w wyniku którego władca został ranny, a zamachowiec po ciężkim śledztwie i szybkim procesie stracony, jest ono słabo obecne w świadomości historycznej Polaków. Również historycy dotychczas nie rozpieszczali tematu próby zabicia pierwszego Wazy na polskim tronie.

Piotr Lewandowski wykorzystał w sposób właściwy niewielką literaturę przedmiotu, trafnie posiłkując się opracowaniami tylko pośrednio związanymi z tematem niedoszłego królobójstwa w siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Autor dokonał rekonstrukcji politycznych i zarazem kryminalnych zdarzeń z początku XVII w. w oparciu o kwerendę źródłową w zbiorach rękopiśmiennych (Biblioteka Raczyńskich, Zakład Narodowy im. Ossolińskich) i starodrukach, wykorzystując ogół rozpoznanych wcześniej przekazów o badanym zdarzeniu. W poszukiwaniach źródłowych zabrakło pogłębionej kwerendy w niektórych ważnych zbiorach archiwalnych, przede wszystkim w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie. Piotr Lewandowski takich kwerend nie sygnalizuje, może zapominając, że negatywny wynik kwerendy stanowi również krok w rozwoju badań.

Autor Zabić króla!, pomimo ograniczeń źródłowych, wypełnił lukę w historiografii, odtwarzając historię życia małopolskiego szlachcica Michała Piekarskiego w okresie poprzedzającym zamach na Zygmunta III Wazę (Rozdział I: Rysopis sprawcy, Przyczyny zamachu, Przygotowania do Zamachu). W tej części pracy systematycznie, zgodnie z chronologią, przedstawił: pochodzenie, środowisko rodzinne, przebieg życia Małopolanina - od dzieciństwa aż do dramatycznej śmierci. Duże znaczenie miało ukazanie mało znanych, na długo poprzedzających feralny listopad 1620 r., momentów życia przyszłego zamachowca. Rekonstrukcja życiorysu Michała Piekarskiego nie pozbawiona jest luk, po części tłumaczy to pozycja społeczna bohatera, jako przedstawiciela średniej szlachty, do której życia zwykle nie dysponujemy wielkim bogactwem przekazów. Źródła do których Autor dotarł i które odpowiednio krytycznie przeanalizował pozwoliły jednak zbliżyć się do zrozumienia fenomenu osobowości i czynu zamachowca.

Dla zrozumienia przyczyn targnięcia się ziemianina z Małopolski na życie swojego monarchy ważne okazały się zasygnalizowane przez Autora kwestie: wypadku małego Michała Piekarskiego w dzieciństwie, stosunków rodzinnych, złego przystosowanego do życia społecznego, wreszcie napadów furii skutkujących uszczerbkami na zdrowiu a nawet życiu zaatakowanych ofiar. Autor zarysował przejmujący obraz życia stopniowo degradującego się zdrowotnie i społecznie człowieka. Etapem tej degradacji było oddanie małopolskiego szlachcica - decyzją króla, co nie pozostało bez znaczenia dla późniejszego dramatycznego obrotu zdarzeń - pod kuratelę krewnych. Dzieje życia przyszłego zamachowca układają się w smutną, poruszającą nawet po kilkuset latach, historię. Czytelnik, prześledziwszy wraz z Autorem tę historię, bez sprzeciwu przyjmuje ogólną diagnozę choroby psychicznej Piekarskiego, jako kluczowej przyczyny dramatu z 15 listopada 1620 r. i późniejszej tragedii jego sprawcy.

Pokusa odrzucenia tego najpopularniejszego, przyjmowanego już przez większość współczesnych Piekarskiemu, wyjaśnienia przyczyny jego desperackiego czynu, które może zdać się nazbyt prostym, oczywistym i wygodnym dla siedemnastowiecznych obserwatorów, a przez to podejrzanym, była duża. Widać to w niektórych fragmentach narracji Piotra Lewandowskiego. Autor ostatecznie, wobec nie pozostawiającego dużego pola do interpretacji wydźwięku źródeł, przychylił się do tezy o zaburzeniach psychicznych Michała Piekarskiego i ważnej roli tego czynnika w podjęciu zbrodniczej decyzji. Pomimo elementu dyskursywności w opisie sylwetki sprawcy i rozważaniu jego motywacji, Autor podporządkował prowadzenie głównego wywodu zagadnieniu choroby psychicznej i roli jaką odegrała ona w wydarzeniach.

Zastrzeżenie budzi nadmierna łatwość z którą Autor, powołując się na autorytet psychiatrii historycznej z pierwszej połowy XX w., diagnozuje konkretną jednostkę chorobową, czyli schizofrenię paranoidalną. Piotr Lewandowski postawił swoją diagnozę postępując za Władysławem Stryjeńskim (vide idem Uwagi sądowo-psychiatryczne na marginesie historii. Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III, "Przegląd Lekarski", t. 5, 1949), lekarzem psychiatrą i prawnikiem aktywnym w okresie międzywojennym i bezpośrednio po II wojnie światowej. Klasyfikacja do której odwołał się Autor Zabić Króla!, orzekając schizofrenię paranoidalną, wyszła już z użycia klinicystów. Nawet przyjmując właściwszą i bardziej pojemną diagnozę schizofrenii przebiegającej z zespołem urojeń paranoidalnych, nie sposób rozstrzygnąć czy Autor ma rację. W rzeczywistości rzetelny psychiatra musi poddać pacjenta obserwacji, a wyniki diagnozy weryfikuje "ze skutków" zaordynowanej terapii, której nikt nigdy nie poddał i nie podda Michała Piekarskiego. Krytyczny stosunek do wystawianych do połowy XX w. (i nie tylko) retrospektywnych diagnoz nie oznacza unieważnienia wkładu w rozwój nauki tak wybitnych postaci jak Władysław Stryjeński czy skupiający się na schorzeniach somatycznych Witołd Ziembicki (vide idem Zdrowie i niezdrowie Jana III Sobieskiego, Poznań 1931), a jedynie konkluzję niskiej wiarygodności ich ustaleń, wynikającą z materii sprawy i możliwości warsztatu. Rzutowanie w przeszłość stosowanych dziś diagnoz psychiatrycznych, nawet jeśli uznać je z teoretycznego punktu widzenia za uprawnione (z czym też można dyskutować), obarczone jest wielkim marginesem błędu, a diagnozy te nie mogą podlegać weryfikacji. W wypadku Michała Piekarskiego opis jego zachowań może wskazywać na schizofrenię, przy tym w ramach dezintegracji zdolności poznawczych można przyjąć, że naszego bohatera prześladowałaby idea nad-wartościowa, popychająca go do zabicia króla. Opisy współczesnych odnoszące się do różnych etapów życia mogłyby też wskazywać na chorobę afektywną dwubiegunową o ciężkim przebiegu, z bardzo silnie zaznaczonymi epizodami maniakalnymi, związanymi z zachowaniami agresywnymi. Wszystkie takie rozważania mają charakter czysto spekulatywny, a zastrzeżenie do sposobu potraktowaniu tego wątku nie prowadzą do wniosku o konieczności głębszego wdania się przez Autora Zabić Króla! w tego typu rozważania, a przeciwnie, konkluzji o nie dość wyraźnym zaznaczeniu jak niepewne są diagnozy kliniczne czynione na pacjencie sprzed kilkuset lat.

Niepewność retrospektywnego orzekania o takiej czy innej jednostce chorobowej nie zmienia faktu uprawnienia do orzeczenia przez nas językiem pozbawionym pretensji stricte medycznych o głębokiej nierównowadze psychicznej i braku zdolności socjalizacyjnych u Michała Piekarskiego. Cechy te prawdopodobnie legły u podstaw jego zbrodniczej decyzji, w czym należy zgodzić się z Autorem.

W kontekście rozważań Piotra Lewandowskiego nad stanem psychicznym bohatera i uwarunkowaniami prawnymi jego postępku należy zwrócić jeszcze uwagę na konieczność starannego oddzielenia sytuacji wystąpienia niepoczytalności w rozumieniu prawa (i to z nie pozostawiającym wątpliwości zaznaczeniem czy mowa o stanie obowiązujący Anno Domini 1620 czy współcześnie) od potocznego, żeby nie powiedzieć kolokwialnego, rozumienia tego słowa, co nie zawsze jest oczywiste w recenzowanym opracowaniu Zabić Króla!.

Pomimo dostrzeżonych słabości, całość rozważań dotyczących zdrowia psychicznego i szerzej jego kondycji psychospołecznej Michała Piekarskiego broni się dzięki umieszczeniu elementu jego choroby w szerszym kontekście motywacji zbrodni - zgodnie z zasadami dzisiejszej kryminologii, które trafnie zastosował Autor. Za sprawą odwołania się do dorobku kryminologii nie otrzymaliśmy tyleż prostego co fałszywego obrazu choroby psychicznej jako wyłącznego powodu zamachu, a jedynie jako czynnika mającego duży wpływ na całe zachowanie sprawcy i ukształtowanie się jego zbrodniczego zamiaru.

Analiza osobowości i życia prywatnego Michała Piekarskiego jest w książce ważniejsza od analizy sytuacji politycznej w której doszło do zamachu, ale Autor nie pominął wątku możliwych politycznych motywów zamachowca. Piotr Lewandowski rozważył wpływ nastrojów anty-królewskich na ukształtowanie stosunku szlachcica z Małopolski do Zygmunta III Wazy. Nawet pamiętając o tym jak wiele czasu minęło od apogeum nastrojów anty-królewskich z początkowego okresu panowania Zygmunta III Wazy i rokoszu Mikołaja Zebrzydowskiego do 1620 r. tezę o wpływie środowiska politycznego na postawę młodego szlachcica można uznać za uzasadnioną. Pod wpływem wypadków z początków XVII w. i otoczenia społecznego, które stanowiła małopolska szlachta, w targanym niepokojem umyśle małopolskiego szlachcica Michała Piekarskiego mogła kształtować się idea mordu na królu. Nie była to przyczyna jedyna a nawet zasadnicza i współgrać musiała z psychiką człowieka wyjątkowo impulsywnego lub mającego problemy z rozpoznaniem rzeczywistości. Autor potwierdził konieczność nałożenia się motywu publicznego na specyfikę indywidualnej osobowości swoim wywodem o zachowaniu przez rokoszan szacunku do instytucji monarchii i osoby monarchy nawet w chwilach zbrojnego wystąpienia skierowanego przeciwko jego polityce. O ile można przyjąć tezę o wpływie nastrojów malkontenckich wśród średniej szlachty na postawę i bardzo pośrednio nawet zbrodniczy zamach na Zygmunta III Wazę, to już niezrozumiałym jest zasygnalizowanie przez Autora możliwego wpływu kleru katolickiego na ukształtowanie nastroju królobójczego. Kościół Rzymsko-Katolicki, któremu Zygmunt III Waza był wierny, co przyczyniło się nawet do utraty dziedzicznego tronu szwedzkiego, popierał politykę pierwszego Wazy na polskim tronie. Wyrazów sojuszu polskiego tronu i rzymskiej tiary za panowania pierwszego Wazy długo szukać nie trzeba, starczy podać przykład Unii Brzeskiej, podobnie jak wyrazów werbalnego poparcia dla osoby i polityki władcy, żeby tylko wspomnieć ks. Piotra Skargę. Oczywiście w społecznej rzeczywistości Rzeczypospolitej Obojga Narodów, w której przedstawiciele stanu duchownego pochodzili w dużej części ze stanu szlacheckiego i często podzielali zdanie swoich szlacheckich kuzynów i współbraci, postawa wielu księży katolickich w czasie otwartego konfliktu szlachty z koroną w okresie rokoszu Zebrzydowskiego była różna, zwykle daleka od jednoznaczności. Aby jednak orzec, tak jak uczynił to Autor, o wpływie podszeptów katolickich duchownych na fatalną decyzję Piekarskiego trzeba mieć przesłanki źródłowe, jako czysto spekulatywna hipoteza taka konstrukcja nie może być traktowana poważnie.

Kolejny, po zarysie życiorysu i sylwetki Michała Piekarskiego, fragment stanowiący o sile recenzowanego opracowania, stanowi opis okoliczności i przebiegu przeprowadzonego zamachu (Rozdział I: Przebieg zamachu). Rekonstrukcję wydarzeń w dniu 15 listopada 1620 r. przeprowadził Autor w przejrzystym układzie: od godzin poprzedzających moment zbrodniczego zamachu, poprzez samo zdarzenie u progu katedry aż do następujących po zażegnaniu grożącego władcy niebezpieczeństwa pełnych niepokoju godzin.

Opis kluczowych z punktu widzenia tematyki pracy zdarzeń Autor rozpoczął od odtworzenia składu procesji zmierzającej do katedry warszawskiej p.w. Św. Jana Chrzciciela, przyjmując jako punkt wyjścia ustalenia Jana Serydyki (Królewskie procesje na nabożeństwa sejmowe w epoce polskich Wazów, [w:] Człowiek i Kościół w dziejach. Księga pamiątkowa dedykowana księdzu profesorowi Kazimierzowi Doli z okazji 65. rocznicy urodzin, pod. red. bp. J. Kopca i ks. R. Widoka, Opole 1999). Piotrowi Lewandowskiemu, który w odniesieniu do konkretnej procesji w dniu 15 listopada 1620 r. przebadał więcej źródeł od Jana Seredyki, zbrakło tu samodzielności w wyciąganiu ze źródeł wniosków co do ważnej dla rekonstrukcji samego zamachu kwestii układu pochodu. Autor przytoczył in extenso opis Seredyki zgodnie z którym w procesji po prawej stronie władcy szedł Arcybiskup Lwowski Andrzej Próchnicki. Tymczasem informacja z przekazu Prawdziwe, a krótkie opisanie jako Bóg wielce pobożnego Pana N. Zygmunta III Króla Polskiego przy życiu i zdrowiu zachował., wspomniana przez samego Autora w kluczowym w tej sytuacji przypisie (s. 29, przyp. 93), wprost wskazuje na niezachowanie w trakcie pochodu zwyczajnej hierarchii osób zajmujących miejsca u boku króla, czyli zajęcie miejsca po prawej stronie władcy przez biskupa Wężyka, zaś po lewej przez Arcybiskupa Lwowskiego Andrzeja Próchnickiego. Ta niecodzienna sytuacja znajduje wyjaśnienie w praktycznie wszystkich szczegółowo opisujących feralny dzień źródłach, które sygnalizują spóźnienie się arcybiskupa na procesję, w wyniku czego król szedł przez część drogi mając u boku (oczywiście po swojej prawej stronie) tylko biskupa przemyskiego Jakuba Wężyka. Arcybiskup, który spóźnił się na procesję, prawdopodobnie nie zamienił biskupa Wężyka i zajął "wolne" miejsce po lewicy monarchy. W tak nadzwyczajnej sytuacji niezachowanie zwyczajowej hierarchii miejsc nie dziwi, na zamianę miejsc pozostała przed planowanych końcem procesji ledwie chwila, należy bowiem wziąć pod uwagę niewielką długość całej trasy, z której do pokonania pozostała niewielka jej część (kto wie być może nawet arcybiskup wielkodusznie pokazał biskupowi aby ten nie czynił zamętu i pozostał na zajętym wcześniej miejscu?). Rozstrzygnięcie gdzie w chwili znajdowali się zamachu obaj duchowni ma duże znaczenie dla prawidłowego wyjaśnienia przebiegu decydujących minut zbrodniczej próby. W moim przekonaniu większość dalszych niuansów kluczowych kilkudziesięciu sekund, w trakcie których władca otrzymał ciosy czekanem, układają się w spójny obraz raczej przy założeniu pozostania biskupa Wężyka po prawej stronie króla. Gwoli rzetelności należy zauważyć, że koncepcję Seredyki i chyba samego Lewandowskiego, podpiera (wspomniany znowuż w przyp. 96 na s. 29) Paragraff z listu jednego przyjaciela do Xa. Opalińskiego Biskupa Poznańskiego o zranieniu króla I. Mci. przez Piekarskiego, mówiący o znalezieniu się w chwili zamachu Arcybiskupa po prawej stronie Zygmunta III. Ten ważki argument ze źródła, osłabia, nie wiedzieć czemu, sam Autor, wątpliwością czy relacjonujący wydarzenie miał na myśli prawą stronę króla czy też swoją. Wypada wspomóc argumentację za hipotezą Seredyki i Lewandowskiego i stwierdzić: po pierwsze jest skrajnie mało prawdopodobne aby współczesny, niezależnie od własnej pozycji, nie odnosił się w relacji do prawej strony monarchy z punktu widzenia samego Zygmunta III (skoro arcybiskup przewodził z prawej strony monarchy to znaczy od jego prawej ręki); po drugie nie ma powodu uważać, że relacjonujący zdarzenie dziekan warszawski Jan Raciborski, który szedł w procesji asyście króla, patrzył na całe zdarzenie od frontu i opisał całe wydarzenie z "lustrzanego" punktu widzenia.

Rekonstruując podejście królewskiej świty do wrót katedry i zatrzymania się jej tam w związku z chęcią odczytania przez królewicza Władysława przybitych na drzwiach kościoła tez, a przede wszystkim sam moment zamachu Autor odwołał się wprost do relacji rękopiśmiennych i drukowanych, przytaczając w przypisach ich obszerne passusy oraz poddając ocenie ich wartość. Zaletę tej części wywodu stanowi ocena poszczególnych źródeł pod kątem miejsca przebywania autora relacji w chwili zamachu oraz czasu ich powstania, prowadząca do przyznania pierwszeństwa Paragraffowi z listu.... Dobrze, że w tym newralgicznym miejscu Lewandowski, nie ograniczył się do cytowania źródeł lub opracowań, a dokonał autorskiej rekonstrukcji zbrodniczego występku, która pokazała jaki zdaniem samego badacza był przebieg wydarzenia. Bogactwo przekazów upoważnia do podjęcia takiej próby. Sprzeczności i niejasności tych przekazów, dających pole do różnych interpretacji, nie powinny zwalniać Autora od próby rekonstrukcji wypadków, nawet jeśli. Historyczna wizja lokalna skłoniła Piotra Lewandowskiego do pozytywnej oceny reakcji otoczenia króla w chwili zamachu. W moim przekonaniu słusznie, Osoby te, wśród nich zwłaszcza karmelita, który obezwładnił Piekarskiego, a także dygnitarze duchowni i świeccy, zachowały przytomności umysłu i hart ducha, reagując w obliczu toczących się z wielką szybkość zdarzeń (kluczowe dla życia króla było kilkanaście sekund, następne kilkadziesiąt zdecydowało o tym, że nie dopuszczono do linczu na niegroźnym już zamachowcu). Przedstawienia przez Piotra Lewandowskiego próby zabicia monarchy w dniu 15 listopada 1620 r. należy uznać za spełniający wymogi warsztatu historyka i gwarantujące skuteczne wciągnięcie czytelnika w wir dawno minionych wydarzeń.

W sposób równie udany jak opis wypadków poprzedzających incydent i chyba bardziej nawet niż opis samego momentu uderzenia przez Piekarskiego czekanem Zygmunta III Wazy, zrekonstruował Autor wypadki mające miejsce tuż po zamachu oraz w przeciągu kilku kolejnych godzin. Do wielkich zalet pracy należy również szerokie omówienie uwarunkowań prawnych, politycznych i psychospołecznych procesu Michała Piekarskiego przed Sądem Sejmowym (Rozdział II, s. 43-66). Autor w poświeconych sądowi i straceniu zamachowca partiach pracy m. in. twórczo polemizuje z hipotezą o wpływie, prawodawstwa Wielkiego Księstwa Litewskiego (bardziej adekwatnego do zaistniałej sytuacji od koronnego) na wyrok w sprawie Piekarskiego. Celowe było poruszenie w krótkich podrozdziałach: Skutki Zamachu, Czy Zamachu można było uniknąć?, Echa Zamachu, Spisek!, Piekarski w historiografii i tradycji, Piekarski w literaturze (Rozdziału II), zagadnień reakcji na zamach współczesnych temu wydarzeniu oraz potomnych.

Ostatni, wprowadzający nową problematykę, fragment pracy odnosi zamach z 1620 r. do szerszego problemu stosunku polskiej szlachty do swoich suzerenów i związanego z nim bezpieczeństwa monarchów państwa polsko-litewskiego. Piotr Lewandowski zagadnienie to opisał i zanalizował w Rozdziale III pt. (Nie)spokojny sen Zygmunta, wszystko poprzez pryzmat wprowadzonego przez siebie pojęcia mitu spokojnego snu władców. Problem, dla którego sprawa Piekarskiego może pełnić rolę casusu, wart był poruszenia w końcowym rozdziale pracy. Wydaje się jednak, że Autor wyznaczył w książce wątkowi mitu spokojnego snu władców zbyt dużą rolę. Wypełnił w ten sposób, złożoną już we wstępie (s. 4), deklarację o drugim, obok opisu zamachu, celu powstania pracy, ale kosztem dodania do głównej, pasjonującej osi narracji, części do niej konstrukcyjnie, stylistycznie i metodologicznie nie dopasowanej. Obiektywne, a nie tylko deklaratywne, uzasadnienie połączenia głównego tematu, który tak plastycznie ujął Autor w tytule Zabić Króla! Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III Wazę z rozważaniami teoriopoznawczymi i socjologizującymi daje w pewnej mierze ostatni podrozdział Rozdziału III pt. Piekarski w świetle mitu spokojnego snu oraz próbujące zintegrować oba wątki Zakończenie. Na tle całej książki Rozdział III, poświęcony w całości mitowi spokojnego snu władców, w tym teoriopoznawczym podstawom jego wyodrębnienia, pozostaje jednak zdecydowanie najsłabszy. Opracowania zostało zaopatrzone w bibliografię, ale niestety pozbawione jest indeksów.

Dostrzeżone słabości nie zmieniają ogólnej pozytywnej oceny książki Piotra Lewandowskiego. Autor zgodnie z zasadami współczesnej krytyki historycznej zrekonstruował zdarzenie z początku XVII stulecia, ale potrafił też przedstawić wyniki swoich dociekań w sposób mogący zainteresować czytelników. Zabić króla! czyta się jak dobrą powieść kryminalną. Nie jest to jednak literacka fikcja, tylko kryminał wzięty wprost z kart naszej narodowej historii. Poruszająca, mroczna i smutna opowieść o naznaczonym chorobą życiu Michała Piekarskiego, została spuentowana pasjonującą rekonstrukcją zamachu na Zygmunta III Wazę.

Na szczególną uwagę zasługuje opis wydarzeń mających miejsce w pierwszych minutach i godzinach po skutkującej szokiem próbie zabicia monarchy. Piotr Lewandowski barwnie opisał wybuch paniki w katedrze św. Jana Chrzciciela i rozprzestrzenienie się niepokoju na całe miasto. Widzimy jak żywych mieszkańców Warszawy i przybyszy na Sejm, zaludniających 15 listopada 1620 r. katedrę, którzy mylą wypowiedziane przez włoskich muzyków słowo Traditore (zdrajca!) ze słowem Tatar i oczyma wyobraźni, pełnymi strachu po niedawnej klęsce pod Cecorą i śmierci hetmana Stanisław Żółkiewskiego, widzą stepowych najeźdźców już w murach miasta. W tym miejscu dzieje zamachu na Zygmunta III Wazę doskonale wpisują się w historię Warszawy. Przed nami pod Zamkiem Królewskim i na ulicach miasta rozpościera się tłum warszawiaków zatrwożonych plotką o śmierci władcy. Widzimy miasto rezydencjonalne polskich królów i miejsce odbywania sejmów Rzeczypospolitej Obojga Narodów w krytycznym momencie historii.

Warszawa, dn. 29 III 2013 r.

dr Witold Wasilewski


[Prawo i Sprawiedliwość]  

Witold Wasilewski

Mądrze i skutecznie

 

Kontakt:
tel. 693 844 303
witold_wasilewski@wp.pl